Ulubione filmy Janka - "Grand Budapest Hotel"


Witajcie! Ostatnio trochę Was zaniedbujemy z dodawaniem postów, są publikowane dość nieregularnie. Ale! Postaramy się to naprawić! Razem z Zuzią postanowiliśmy, że notki będziecie mogli czytać co tydzień, w piątek wieczorem. To tyle ze spraw organizacyjnych. Zajmijmy się teraz filmem. Bardzo dobrym filmem.
Grand Budapest Hotel
Jak już wspomniałem, film, o którym dzisiaj chciałbym Wam opowiedzieć jest filmem bardzo dobrym. Nie jest to tylko moje zdanie, lecz także moich znajomych, do których w sprawach kina możecie mieć pełne zaufanie. "Grand Budapest Hotel", bo o ten film właśnie chodzi jest dziełem Wes'a Andersona - twórcy m.in. "Pociągu do Darjeeling". Ale o co chodzi? Jaki hotel?
Film jest historią konsjerża Gustave'a H., który pracuje w luksusowym hotelu w fikcyjnym państwie europejskim o nazwie Zubrowka. Jego nienaganne maniery i wdzięk przyciąga kobiety w nieco podeszłym wieku. Jedna z nich zapisuje mu w spadku bezcenny obraz, do którego, po jej śmierci, prawo rości sobie jej syn. Ten, chcąc go odzyskać zaczyna ścigać Gustave'a. W ucieczce pomaga mu hotelowy lobby boy - Zero Moustafa, z którym wkrótce się zaprzyjaźnia...
Zalet tego filmu jest mnóstwo. Może na początek muzyka. Lepszego soundtracku chyba nigdy nie słyszałem, naprawdę. Jest wręcz bajkowy, magiczny... fantastyczny! Tak samo, jak scenografia. Bajkowe krajobrazy i genialne urządzenie wnętrz powodują, że nie da się spuścić oka z ekranu. Na pochwały zasługują także autorzy kostiumów. Jako, że akcja filmu dzieje się w czasach dwudziestolecia międzywojennego, toteż ubiór bohaterów jest nie dość, że adekwatny do epoki, to jeszcze genialnie wykonany. Nie mogę nie powiedzieć także o charakteryzacji. No bo sztuką jest zamienienie aktorki o tak bardzo charakterystycznej urodzie, jaką jest Tilda Swinton, w starszą panią. Za te wszystkie zalety film otrzymał 4 Oscary. Kompletnie ominięty w oscarowym wyścigu został jednak Ralph Fiennes, który wcielił się w rolę Gustave'a. Stworzył on bardzo interesującą postać, może trochę ekscentryczną, ale za to posiadającą niebywały wdzięk.


Mimo krótkiego opisu fabuły, który mógł Wam zasugerować, że film jest z typu tych z dreszczykiem, to nie musicie się bać. Rozumiem. Przecież słowa "testament", "spadek" czy "ucieczka" wręcz muszą oznaczać coś "strasznego". Ale nie w tym przypadku. "Grand Budapest..." to komedia. Z pięknymi zdjęciami, bardzo barwnymi, które przenoszą nas do bajkowej krainy - Zubrowki. Jeśli znacie kilka filmów Andersona, to znajdziecie go także w tym filmie. Jego styl jest bardzo charakterystyczny, nie do podrobienia. Jednak wielu mówi, że tym filmem osiągnął szczyt swojego mistrzostwa. Tak więc nie pozostaje Wam nic innego, jak pooglądanie tego obrazu. Gorąco polecam!






Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Niebanalnie Kulturalni © 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone. Szablon stworzony z przez Blokotka