MARSJANIN
Akcja filmu rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, w której człowiek dotarł już na Marsa. Tam członkowie ekspedycji NASA badali jego powierzchnię. Nagle na planecie rozpętała się ogromna burza, w której rzekomo zginął Mark Watney. Pewni śmierci kolegi astronauci wracają na Ziemię. Ten jednak nadal żyje...
"Marsjanina" można śmiało porównać do "Grawitacji" albo "Interstellar". Zachwyca efektami wizualnymi. Wygrywa z nimi jednak prostotą języka. Nie przytłacza niezrozumiałymi dla ogółu terminami. Nie jest zamkniętym popisem nauki i obrazem tylko tego, co można dzięki niej osiągnąć. Jest krótkim poradnikiem, jak przeżyć na Marsie i nie załamać się kompletnie tym, że pomoc jest "tylko" na sąsiedniej planecie. Chyba nikt przedtem nie przedstawił tak obszernie Czerwonej Planety, jak zrobił to Ridley Scott - reżyser obrazu. Marsjańskie krajobrazy są doprawdy nie z tej ziemi, a ukazanie ich jest bardzo wiarygodne.
Nie ma tam żadnych ufoludków, ani niczego, co by nas zaskoczyło. Mars to jedna wielka pustynia, której jesteśmy coraz bardziej ciekawi, gdy oglądamy ten film. Składa się ze scen, w których Mark (świetny Matt Damon) próbuje przeżyć na Marsie oraz ze scen, gdzie możemy zobaczyć pracę NASA, która organizuje akcję ratunkową po astronautę. Gdy patrzę na pracę tych wszystkich ludzi, to mam nowe marzenie (sami zgadnijcie jakie, to proste!). Jako dowódca ekspedycji w filmie występuje Jessica Chastain, za którą szczerze nie przepadałem. A w "Marsjaninie" naprawdę podobała mi się jej gra. Warto też wspomnieć, że autorem zdjęć do filmu jest Polak - Dariusz Wolski. Choć większość ujęć jest raczej wykonana komputerowo, to i tak są one imponujące.
W "Marsjaninie" nie znajdziemy sceny, w której będziemy mogli się choć na chwilę znudzić. Nawet najprostsza czynność wykonywana przez Marka nas interesuje, bo jest wykonywana na obcej dla nas planecie, na której nic nie jest takie samo, jak na Ziemi.
Co tu dużo mówić, "Marsjanin" to uczta kinomana. Jeśli jesteście fanami filmów pokroju "Grawitacji" to ten film z pewnością Wam się spodoba. Gorąco polecam!
Nie ma tam żadnych ufoludków, ani niczego, co by nas zaskoczyło. Mars to jedna wielka pustynia, której jesteśmy coraz bardziej ciekawi, gdy oglądamy ten film. Składa się ze scen, w których Mark (świetny Matt Damon) próbuje przeżyć na Marsie oraz ze scen, gdzie możemy zobaczyć pracę NASA, która organizuje akcję ratunkową po astronautę. Gdy patrzę na pracę tych wszystkich ludzi, to mam nowe marzenie (sami zgadnijcie jakie, to proste!). Jako dowódca ekspedycji w filmie występuje Jessica Chastain, za którą szczerze nie przepadałem. A w "Marsjaninie" naprawdę podobała mi się jej gra. Warto też wspomnieć, że autorem zdjęć do filmu jest Polak - Dariusz Wolski. Choć większość ujęć jest raczej wykonana komputerowo, to i tak są one imponujące.
W "Marsjaninie" nie znajdziemy sceny, w której będziemy mogli się choć na chwilę znudzić. Nawet najprostsza czynność wykonywana przez Marka nas interesuje, bo jest wykonywana na obcej dla nas planecie, na której nic nie jest takie samo, jak na Ziemi.
Co tu dużo mówić, "Marsjanin" to uczta kinomana. Jeśli jesteście fanami filmów pokroju "Grawitacji" to ten film z pewnością Wam się spodoba. Gorąco polecam!
Rzeczywiście dobry film i zgrabnie oddana fabuła.
OdpowiedzUsuńDla mnie jednak Grawitacja i Interstellar to ekstraklasa, a Marsjaninowi trochę bliżej do Armagedonu.
Wbrew pozorów Grawitacja i Interstellar nie przytłaczają warstwą science, ale w magiczny sposób przenoszą widza ze świata prostej percepcji codziennych pospolitych zdarzeń w bezkres istnienia rządzony prawami opisywanymi przez najbardziej wysublimowane teorie naukowe.
Właściwie to muszę przyznać, że Interstellar to mój faworyt, kwestia falowania czasoprzestrzeni na planecie w pobliżu czarnej dziury, albo sceny w bibliotece, gdzie na początku filmu mamy do czynienia z banalnym poltergeistem, a pod koniec obrazu dostrzegamy jak bardzo się myliliśmy. Po prostu świetny film, który przenosi nawet prostego oglądacza (jak ja) na drugą stronę lustra gdzie słychać łoskot trybów wszechświata.