Już za niecały miesiąc nasz piękny kraj odwiedzi nie kto inny, jak Florence and the Machine! Zespół wystąpi 12 grudnia w łódzkiej Atlas Arenie. Z tego powodu dzisiaj opowiem Wam o tym zespole, muzyce, jaką wykonują oraz o jej fenomenie.
Zespół powstał w 2007 r. Początkowo był
swoistym żartem wokalistki, Florence Welch. Jednak żart ten był na tyle
nieudany, że już za rok Florence + The Machine grali na bocznych scenach m.in.
festiwalu Glastonbury. Ale prawda jest taka, że to był dopiero początek.
Powiedzmy sobie szczerze, Glastonbury to wielki festiwal. Występują na nim
wielcy ze świata muzyki. Wszystko jest po prostu takie wow, szał i w ogóle,
każdy fan rocka chce tam pojechać. Artyści, którzy tam występują są raczej
znani szerszej publiczności, a w 2008 r. zadebiutowała tam Florence z zespołem,
wtedy jeszcze mało znana i niedoświadczona. To świadczy o sile przebicia ich
muzyki.
No, ale jakiej muzyki? Indie rocka
oczywiście! Choć pokusiłbym się bardziej o stwierdzenie, że Florence and the
Machine to przedstawiciele indie popu, bądź rocka alternatywnego, indie rocka
też można się u nich doszukiwać. O tym gatunku możecie trochę poczytać w jednej
z moich wcześniejszych notek (link do notki tutaj).
Ostatnio zastanawiałem się od czego tak
naprawdę zaczęła się moja przygoda z Florence. Na pewno nie było to wtedy gdy
zaczynali, bo byłem wtedy jeszcze niezdecydowany co do ulubionego gatunku
muzycznego, co chyba nie powinno dziwić, bo miałem wtedy jakieś 7, 8 lat.
Jednak ich piosenka "Dog Days Are Over" (posłuchaj!) była tak wielkim sukcesem,
że nie dało jej się wtedy nie usłyszeć i nie zapamiętać. Tak więc usłyszałem ją
i zapamiętałem, choć wielkiego wrażenia na mnie nie zrobiła. Z czasem pojawiały
się kolejne utwory, m.in. "You've Got the Love" (posłuchaj!) czy "Spectrum" (posłuchaj!), ale nie sprawiły,
że zwróciłem większą uwagę na ten zespół. Sądzę, że moja fascynacja ich muzyką
pojawiła się wraz z premierą ich trzeciego albumu - "How Big, How Blue,
How Beautiful". Pierwszy singiel - "What Kind of Man" (posłuchaj!). Wrażenia: Florence, czemu
dopiero teraz cię słucham? Naprawdę, tak było. No i z każdą piosenką z tego
albumu było podobnie, bo płyta jest niesamowita! Polecam ją z całego serca! No
dobrze, ale przecież Florence and the Machine nie mają tylko jednej płyty. Są
jeszcze "Lungs" i "Ceremonials". Powiem tak: moim zdaniem
ta pierwsza była tylko próbką ich muzycznych możliwości. Owszem, cały album ma
aż 13 utworów, kilka z nich stało się hitami, ale większość jest swego rodzaju
zapowiedzią tego, co będziemy mogli usłyszeć w "Ceremonials". O tej
drugiej płycie Florence mówi tak:
"Wiedziałam, że wiele ludzi czeka na tę płytę. Usiłowałam nagrać materiał, który sama chciałabym usłyszeć, dramatyczne, potężne, a jednocześnie przerażające brzmienie. Chciałam, żeby efekt był powalający."
No i taki właśnie był. Jednak mimo
wszystko najbardziej podoba mi się "How Big, How Blue, How
Beautiful". Cała idea, zgodnie z którą stworzona została ta płyta, bardzo
do mnie przemawia. Jak sama autorka powiedziała, teksty są oparte na
rzeczywistości, uczą jak pogodzić się z życiem. Widać diametralną różnicę
między tą płytą, a pozostałymi głównie z powodu owej "rzeczywistości".
Nawet jeśli spojrzymy tylko na teledyski. Przykładowo "Spectrum" jest
teledyskiem w stylu może trochę surrealistycznym, dla porównania "Ship to
Wreck" jest bardzo osadzony w rzeczywistości. Sami zobaczcie:
Spectrum
Ship to Wreck
Na
koniec chciałbym Was tylko zachęcić do słuchania Florence + The Machine. A nuż
Wam się spodoba!
PS. Gdyby nie Zuzia i jej miłość do Florence, tej notki by nie było. Tak więc, dziękuję Zuziu!
PS. Gdyby nie Zuzia i jej miłość do Florence, tej notki by nie było. Tak więc, dziękuję Zuziu!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz